czwartek, 18 maja 2017

Piętno drugiej 2

Opuściła rolety i weszła pod kołdrę. Raziło ją światło, bolała głowa, w uszach szumiało. Marzyła tylko o tym, żeby odpłynąć w niebyt. Biały przyjaciel nie przyniósł ukojenia. Chyba postanowił jeszcze bardziej ją pogrążyć. Widocznie tak miało być. Wtuliła twarz w poduszkę. Raz, dwa trzy… Powieki posłusznie opadły. Mięśnie w końcu zaczęły się rozluźniać, ale myśli wciąż krążyły wokół Niego. To nic. On też będzie niebytem.


Poczuła, że odpływa. Miękki obłoczek uniósł ją kilka metrów nad ziemię, zasłonił przed całym złem świata. Już nic nie bolało. Nie było żadnych zmartwień. Mogła spokojnie zasnąć. Nie przeszkadzało jej nawet uporczywe dzwonienie telefonu. Niech sobie brzęczy. To na pewno nic ważnego. Stukanie do drzwi? No, jak ktoś lubi bawić się w dzięcioła, to powodzenia. I tak nie otworzy. Nic już nie mogło zmusić jej do zejścia z mojego obłoczka. Był dobry, bezpieczny…

***
Marta zapukała w drzwi pokoju córki, mając nadzieję, że usłyszy zgrzyt klucza w zamku albo jakikolwiek dźwięk, świadczący o tym, że osoba przebywająca w pomieszczeniu żyje. Odpowiedziała jej głucha cisza. Zdążyła już do niej przywyknąć. Marika od tygodnia zachowywała się co najmniej dziwnie. Unikała matki. Nie reagowała na wołanie, nie odbierała telefonu. W nocy niepostrzeżenie przemykała do łazienki i kuchni. Po takich wizytach zostawał mokry ręcznik na haczyku, pranie w koszu, a w zlewie brudne łyżeczki. Najwidoczniej w życiu córki działo się coś niedobrego. Marta chciała dać jej czas na oswojenie problemu. Każdy potrzebuje samotności. Ona pomaga ułożyć myśli. Od wczoraj Marika nie opuściła jednak pokoju, nie podniosła rolet, a panująca w jej królestwie cisza wręcz przerażała. Należało zacząć działać. Dlatego Marta zadzwoniła do syna. Odebrała Kornelia*, jego żona.

– Oczywiście, że przyjedziemy – zapewniła, wysłuchawszy relacji teściowej. – Marcin jest w pracy, ale już do niego jadę. Będziemy najpóźniej za dwie godziny.
– To czekam – szepnęła Marta.
I czekała, drepcząc od okna w kuchni, przez które był widoczny parking, do drzwi pokoju Mariki. W końcu usłyszała kroki na schodach, a niepokojącą ciszę przerwał dzwonek.
– Jesteście – szepnęła, wpuszczając przybyłych. Poczuła ulgę. Jakby ktoś nagle zdjął z jej ramion ogromny ciężar.
– Co się dzieje, mamo? – zagadnął Marcin*, zdejmując buty. – Nela wyciągnęła mnie z pracy i kazała natychmiast wsiadać do auta. Nawet obiadu nie dostałem.
– A ty myślisz tylko o jedzeniu – skomentowała Kornelia, lekko stukając męża pięścią w ramię. – Naprawdę są sprawy ważniejsze od schabowego z ziemniakami.
– Twój schabik nie ma sobie równych. – Odbierając od żony płaszcz, nieznacznie dotknął ustami jej czoła. – Mamo, nie patrz tak, tylko mów, o co chodzi.
– Ale ja właśnie nie wiem, o co – odparła Marta, bezradnie rozkładając ręce. – Marika od tygodnia jest dziwna. Zamyka się w pokoju, unika mnie, nie chodzi do pracy. A dzisiaj to jest kompletnie źle. Nie daje znaku życia. Nie chce otworzyć.
– Mnie na pewno otworzy. – Marcin zdecydowanie zapukał do drzwi. – Cześć, siostra, może byś się tak przywitała, co?
Żadnej odpowiedzi. Żadnego ruchu, świadczącego o tym, że ktoś usłyszał wypowiedziane słowa.
– I to by było na tyle twojej dyplomacji – skomentowała Kornelia, wchodząc do kuchni. Po chwili wróciła z widelcem w dłoni. – Odsuń się.
– Z tym to możesz sobie napierać na kotleta – ironizował Marcin. – Co chcesz zrobić? Skonsumować klamkę?
– Wejść. Trzeba sprawdzić, co ona tam robi.
– No dobra. Daj, ja otworzę.
– Proszę bardzo.
Szybko poradził sobie z prowizorycznym zabezpieczeniem drzwi i wkroczył do pokoju. Panował w nim półmrok, więc włączył górne światło. To, co zobaczył, sprawiło, że na chwilę znieruchomiał. Zawsze czyściutki pokój siostry wyglądał jak pobojowisko. Na podłodze walały się ubrania, książki i podarte kartki. Bałaganu dopełniały brudne kubki, talerze z resztkami jedzenia oraz rozrzucone na biurku sztućce. Widelec tkwił nawet w doniczce z ukochanym fiołkiem Mariki. W powietrzu unosiła się woń, którą trudno byłoby nazwać przyjemną. Właścicielka pokoju leżała na łóżku z twarzą wtuloną w poduszkę.

– Marika! – Marcin odwrócił siostrę na plecy. – Obudź się!
– Idź sobie – odpowiedziała słabym głosem, zasłaniając twarz ramieniem.
– Nigdzie nie pójdę. Co tam masz? – Wyjął jej z dłoni zwiniętą w rulonik foliową torebkę. Na dnie paczuszki zobaczył niewielką ilość białego proszku. – Kurwa mać, co to ma być?! – Potrząsnął Mariką tak mocno, że cichutko jęknęła.
– Marcin, zostaw! – Kornelia chwyciła męża za ręce. – Puść, do cholery! Zrobisz jej krzywdę.
– Jest naćpana.
– Od szarpania nie oprzytomnieje. Zostaw. – Odsunęła Marcina i usiadła na łóżku. – Rika, spójrz na mnie. Jak się czujesz?
– Głowa mnie boli – jęknęła. – Oczy pieką.
– Zaraz cię dupa zapiecze, to może zmądrzejesz – warknął groźnie Marcin.
– Przestań. Okno lepiej otwórz. Rika, co wzięłaś?
– A…amfę.
– Tylko?
– Nie.
– Co jeszcze? – dopytywała cierpliwie Kornelia.
– Dorotkę.
– Ile?
– Jedną.
– Na pewno jedną?
– Tak.
– Gdzie masz resztę?

Sięgnęła ręką pod poduszkę. Stojący obok łóżka Marcin natychmiast przejął samarkę. Z trudem panował nad złością. Nie pojmował, jak ładna, sympatyczna i w sumie mądra dziewczyna mogła doprowadzić się do takiego stanu. Dlaczego? Przecież nie pochodziła z patologicznej rodziny. Niczego jej nie brakowało. Rodzice na pewno nigdy nie odmówiliby pomocy czy wsparcia materialnego. Z każdym problemem mogła też zadzwonić do niego.

„Ale nie o wszystkim mówi się bratu – uświadomił sobie, patrząc, jak ramiona siostry oplatają szyję Kornelii w poszukiwaniu ukojenia. Taka Marika była dziwnie krucha, bezbronna. Mała, skrzywdzona przez los dziewczynka. A zawsze uważał ją za silną… – Niepotrzebnie wrzeszczałem. Ma jakieś kłopoty, a ja jej jeszcze dołożyłem”.

Zrobiło mu się głupio. Nie powinien ani szarpać, ani oceniać siostry, skoro ostatnio nie znalazł nawet czasu, żeby zatelefonować i zapytać, co słychać. W ogóle niewiele wiedział o jej problemach. Nigdy o nich nie mówiła. Słyszał tylko o sukcesach. Była radosna, beztroska, szczęśliwa. Takie sprawiała wrażenie. A jednak w jej życiu musiało wydarzyć się coś złego. Dlaczego tego nie zauważył? Przecież był starszy i powinien ją chronić. Jako brat znowu zawiódł.

Chciał uciec, odetchnąć świeżym powietrzem, ale przy drzwiach, oparta o futrynę, stała Marta. Kolejna osoba, która potrzebowała pomocy właśnie od niego. Teraz nie mógł pozwolić sobie na rozliczanie sumienia, musiał być silny. Dla siostry i dla matki.

– Pojedziemy do przychodni – powiedział najspokojniej, jak potrafił. – Zobaczy ją lekarz, zrobią badania. Na pewno wszystko jest w porządku.
– A jeśli nie?
– Mamo, najpierw sprawdzimy, później będziemy się martwić, dobrze?
– Uhm.

***
Krystian, wyklaskując rytm, spacerował pomiędzy parami, ćwiczącymi kroki cha cha. Dzisiaj wyjątkowo nie miał cierpliwości do kursantów tańczących poza rytmem. Nie chcąc na nikogo nawrzeszczeć, postanowił ignorować wszelkie niedociągnięcia. Był zmęczony i rozdrażniony, a po zajęciach musiał jeszcze jechać do Asi po książkę dla siostry.
– Dobrze – powiedział, wyłączając muzykę. – Przećwiczymy to jeszcze we wtorek. Dzisiaj już państwu dziękuję.

Na szczęście nie mieli żadnych pytań i szybko opuścili salę. Krystian mógł więc spokojnie udać się do szatni. Chciał zatelefonować do Asi, żeby uprzedzić o wizycie, ale, jak na złość, nie mógł znaleźć komórki. Nie było jej w kieszeni dżinsów ani z małej przegródce plecaka. Przypomniał sobie, że przed wyjściem z domu dostał esemesa. Przeczytał go, a telefon położył na szafce od butów.

„Pewnie tam został – pomyślał, zakładając kurtkę. – Trudno, zrobię Aśce niespodziankę. Biedna, cały dzień uczyła się do kolokwium. Dobrze jej zrobi chwila odpoczynku od książek”.
Drzwi otworzyła Dagmara, współlokatorka Asi.
– Cześć – powiedziała niepewnie. – Co ty tutaj robisz? Aśki nie ma.
– To nic, ja tylko po książkę – odparł spokojnie Krystian.
– A, ale… – Dagmara wyglądała na zakłopotaną. Zerknęła w głąb mieszkania, jakby chciała sprawdzić, czy gość nie zobaczy czegoś niestosownego. – To może do niej zadzwoń, co? – zaproponowała.
– Bardzo chętnie, ale nie mam telefonu, a książka jest mi potrzebna teraz. Wezmę ją i znikam. Nie będę ci przeszkadzał.
– Poczekaj, bo…

Nie zdołała go zatrzymać. Podszedł do drzwi pokoju swojej dziewczyny. Nawet nie zapukał. Przecież jej nie było. Okrzyk przerażenia nakazał mu jednak znieruchomieć na progu. Zobaczył, to nagą Asię, siedzącą okrakiem na równie nagim chłopaku. Spłoszona, zakryła piersi kocem.
Patrzył w oczy dziewczyny, z którą chciał spędzić resztę życia i nagle nie potrafił sobie przypomnieć, co w niej pokochał. Była pusta, a wyrazisty makijaż oraz sztywne od lakieru włosy tylko to podkreślały. Piękne, nagie ciało już nie podniecało jak kiedyś. Dzisiaj budziło tylko obrzydzenie. Przecież mógł go dotykać każdy!

Przetarł dłonią twarz, żeby sprawdzić, czy obrazy i emocje nie są projekcją zmęczonego umysłu. Wciąż jednak widział Asię, nerwowo próbującą ukryć nagość pod kocem. Na chłopaka nie zwracał uwagi. Dostrzegł tylko, że zasłonił podbrzusze poduszką.

– Miałaś się uczyć, ale nie wspominałaś, że potrzebujesz korepetycji – przerwał w końcu krępującą ciszę.
– Ja ci to wyjaśnię, tylko…
– Wszystko rozumiem. – Podszedł do biurka, na którym spokojnie leżała potrzebna siostrze książka. Wcisnął ją pod pachę i skierował się do wyjścia z pokoju. Stojąc na progu, rzucił Asi jeszcze jedno spojrzenie. – Za bardzo cię szanowałem.
– Krystian, posłuchaj!
– Po odbiór rzeczy umówimy się innym razem. Miłego wieczoru.

***
Marta zasłabła. Na szczęście w przychodni, więc od razu przybiegła pielęgniarka, a później lekarz. Zrobili EKG. Stan przedzawałowy. Zabrzmiało strasznie. Narkotykowe odurzenie zamieniło się w ogromny strach i wyrzuty sumienia. Marika nie potrafiła nawet płakać. Siedząc u boku matki w jadącej na sygnale karetce, modliła się, żeby dojechali na czas. Nie pozwolono jej wejść do gabinetu lekarskiego, dreptała więc po szpitalnym korytarzu, szamocząc się niczym królik w klatce. A badanie trwało i trwało…

– Rika, usiądź i się uspokój – poprosiła Kornelia, przytrzymując Marikę za rękę.
– Nie mogę. To wszystko moja wina.
– Nie twoja. Nie możesz tak myśleć.

Słowom Kornelii zaprzeczało zachowanie Marcina. Odsunął się od siostry, kiedy ta usiadła obok na ławce i rzucił jej takie spojrzenia, jakby była odpowiedzialna za całe zło świata. Na szczęście napięcie między rodzeństwem zostało złagodzone przez pojawienie się lekarza.

– Jak się czuje mama? – Marika stanęła przed nim niemal na baczność.
– Zostawiamy panią Martę na oddziale. Musimy zrobić komplet badań.
– Czy możemy ją zobaczyć?
– Pięć minut.

Marta leżała na wąskim łóżku podłączona do kroplówki. Blada skóra oraz ogromne cienie pod oczami nadawały twarzy straszny wyraz. Marika mocno zacisnęła pięści, żeby nie krzyczeć wściekłości na samą siebie. Na szczęście matka rzuciła jej tylko szybkie spojrzenie, a później przeniosła wzrok na Marcina, żeby cichym głosem poprosić o przywiedzenie kilku rzeczy i zatroszczenie się o siostrę.
– Wszystko załatwimy, mamo – zapewnił. – Młodą odstawię do ojca, więc o nic się nie martw, tylko zdrowiej.

Odstawię? Marika aż zgrzytnęła ze złości zębami. Tak, brat miał prawo być na nią wściekły, ale na pewno nie traktować jak przedmiot! Nawet nie raczył zapytać, czy ona ma ochotę mieszkać z ojcem. On miał swoją rodzinę. Dla córki, której istnienie przez wiele lat ukrywał przed drugą żoną, nie było miejsca w jego domu. Nigdy Mariki do siebie nie zaprosił. Nie pasowała do świata luksusów w ciuchach z bazaru. Dlaczego nagle miałaby do niego wkraczać? To bez sensu. Jako córka miała prawo odwiedzać ojca, ale duma jej na to nie pozwalała. Zawsze była nieślubnym dzieckiem zakazanej miłości. Znała swoje miejsce i nie miała zamiaru wychodzić przed szereg. Nigdy.
Posłusznie wsiadła do auta brata i pozwoliła zawieźć się do domu. Po przygotowaniu rzeczy dla mamy, postanowiła sprzątnąć w pokoju, który wyglądał jak pobojowisko. W milczeniu przyjęła pomoc brata, który zaproponował nawet wytrzepanie dywanu.

– Z grubsza ogarnęliśmy – stwierdził, kiedy na powrót położył go na umytej podłodze. – Zadzwonię do ojca i możemy jechać.

– Uhm – mruknęła Marika, chociaż doskonale wiedziała, że nikt nie pytał jej o zdanie. Oczekiwano, że się podporządkuje. Nic z tych rzeczy. Była dorosła i nie miała zamiaru pozwalać na traktowanie siebie jak przedmiot.

 Ignorując krzątającego się po domu brata, włączyła komputer, żeby sprawdzić, czy ma jeszcze pracę. Nie zdziwiłaby się, gdyby jej podziękowano. Ostatecznie przed ponad dwa tygodnie nie dawała znaku życia, co mogło zostać potraktowane jak zaniedbanie obowiązków. Miała niesamowite szczęście. Przesłano jej tylko jeden artykuł do przetłumaczenia. Jeśli chciała wywiązać się z zadania terminowo, musiała wysłać tekst przed północą. Bardzo dobrze. Wolała skupić uwagę na pracy, niż myśleć o żonatym chłopaku, który zabawił się jej kosztem, leżącej w szpitalu mamie i rozporządzającym jej osobą bracie.

– Marika, zacznij się w końcu pakować – polecił Marcin, zaglądając do pokoju. – Późno jest, a musimy jeszcze podrzucić mamie rzeczy.
– Nigdzie nie jadę – odparła, nie odrywając wzroku od laptopa. – Mam pilną pracę. Do mamy wpadnę jutro, dzisiaj i tak pewnie nas już nie wpuszczą.
– Przestań stwarzać problemy – warknął Marcin. – Przecież nie możemy cię zostawić samej, bo nie wiadomo, co durnego znowu ci strzeli do głowy.
– To będziecie w końcu mieli spokój. I ty, i tatuś.

Nie przewidziała, że brat chwyci ją pod pachami, podniesie i przyciśnie do ściany. Tak rozzłoszczonego go jeszcze nie widziała.

– Nigdy więcej nawet tak nie pomyślisz – wysyczał. – Głupie uwagi wsadź  sobie w buty, będziesz wyższa. Pakuj manatki, zawiozę cię do ojca.

Dlaczego myślał, że go posłucha? Nie miał prawa jej szarpać ani decydować, gdzie spędzi noc. Może to właśnie przez nią mama znalazła się w szpitalu, ale on też swego czasu dołożył jej sporo zmartwień. Bawidamek, rozpieszczony chłopiec z bogatego domu, który przez lata słuchał, jak oczerniają Martę. Nigdy nie zareagował ani nie zadał sobie trudu, żeby ją odnaleźć. Teraz udaje dobrego syna oraz troskliwego braciszka, a jeszcze sześć lat temu pielęgnował w sobie nienawiść do matki, nie miając pojęcia o istnieniu siostry. Żył sobie z tatusiem i przyrodnią siostrą i był szczęśliwy. Gdyby Marika pewnego dnia nie pojawiła się w jego liceum, pewnie do dziś by nie wiedział, że ma jeszcze jedną siostrę.

– Zostaw mnie – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Jestem dorosła, nie potrzebuję opieki. Na pewno nie od ciebie i nie od ojca, który nigdy nie miał dość odwagi, żeby się do mnie przyznać. Myślał, że kasą i odwiedzinami raz w tygodniu wszystko załatwi. Bo faceci lubią wygodne życie. Wracaj do swojego. Obaj wracajcie.
– Nie pyskuj, młoda.
– Faceci to dranie.
– Ale cię kochamy.

Nie takiej odpowiedzi się spodziewała po dzisiejszych wydarzeniach. Była przygotowana na wymówki, gorzkie słowa, nawet groźby, a nie na miłosne wyznania. Słowa Marcina wzruszyły, ale też przypomniały walkę, którą musiała stoczyć, aby mieć brata. Chciała odpowiedzieć, że nie wszyscy i że sama musiała o tę miłość poprosić, ale coś ścisnęło ją za gardło, a do oczu napłynęły łzy. Nie była w stanie ich zatrzymać. I to ją rozwścieczyło. Szarpnęła się, chociaż wiedziała, że nie ma z Marcinem szans. Chciała go uderzyć, odepchnąć, sprawić, żeby zniknął. Roześmiał się drwiąco i unieruchomił w dłoni jej nadgarstki, skutecznie udaremniając atak. Próbowała jeszcze kopać, ale szybko sobie z nią poradził. Nie sprawił nawet bólu, po prostu uniemożliwił walkę, w której i tak by przegrała. Leżała z twarzą wtuloną w dywan. Marcin trzymał ją za ręce, nogi przycisnął kolanem do podłogi tak, że nie mogła się bronić. Zresztą, nie miała już siły.

– Puść – szepnęła, bo było jej niewygodnie.
Zwolnił uścisk, pomógł jej wstać i przytulił. Bardzo tego potrzebowała.
– Pogadamy? – zagadnął, kiedy trochę się uspokoiła.
– Nie chcę mieszkać z ojcem.
– Nie chcesz, bo jest facetem, tak? – Usiadł w fotelu i splótł ręce na piersiach. – I mnie też już nie lubisz, bo też jestem facetem. A odkryłaś to przed chwilą.
– Ciebie nie lubię, bo mnie szarpiesz i się rządzisz.
– Starszy jestem, to mam prawo.
– Gówno masz – mruknęła, wycierając nos.
– Tak nie będziemy rozmawiać – ostrzegł.
– Wcale nie musimy, bo przecież ty i tak wiesz najlepiej.
– Marika, chodź tutaj. – Pociągnął ją za rękę i posadził sobie na kolanach. – O co chodzi? Myślałem, że jesteśmy kumplami.
– Bo ja zawsze jestem tą gorszą – wyznała. – Ojciec miał legalną rodzinę, a moje istnienie ukrywał. Po co mam do niego jechać, skoro tego nie zaproponował? Zgodził się mnie przechować na twoją prośbę. Nie jestem bagażem. Ty też mnie nie chciałeś. Nawet nie wiedziałeś, że masz drugą siostrę. Tylko przypadkiem się zaprzyjaźniliśmy. Ja tego chciałam, nie ty. A Rafał… – umilkła, bo coś mocno ścisnęło ją za gardło, uniemożliwiając mówienie.
– Co Rafał? On cię skrzywdził?
– Jest żonaty.
– Zatłukę drania – warknął, przytulając Marikę. – Nie płacz, siostra. Ten dupek nie jest wart ani jednej twojej łzy. Rozumiesz?
– A może ja po prostu nie zasługuję na nic dobrego? Zawsze tylko dostaję to, czego nikt inny nie chciał.
– Nie mów tak. Jesteś moją małą siostrzyczką. Kocham cię. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. I dostaniesz to.

Rozkleiła się. Ryczała jak dzieciak w koszulkę brata, ale było jej to potrzebne. Wylała z siebie cały żal, a Marcin go przyjął. Bez oceniania. Pewnie długo tkwiliby tak w niosącym spokój i wybaczenie uścisku, gdyby nie weszła Kornelia.
– Nie chcę wam przeszkadzać, ale jest późno – powiedziała. – Marika, a może ty byś chciała zamieszkać z nami? Pokój jest wolny, zmieścimy się.
– Chciałabym – przyznała, rozmazując łzy na policzkach.

– To się zbieraj. – Marcin zsadził ją z kolan. – Tylko tak wiesz, migusiem, bo nas w końcu do szpitala nie wpuszczą.
__________
*Kornelia i Marcin są bohaterami powieści Kieszenie przeszłości oraz Czego o Tobie nie wiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz