Opuściła rolety i weszła pod kołdrę. Raziło ją światło,
bolała głowa, w uszach szumiało. Marzyła tylko o tym, żeby odpłynąć w niebyt.
Biały przyjaciel nie przyniósł ukojenia. Chyba postanowił jeszcze bardziej ją
pogrążyć. Widocznie tak miało być. Wtuliła twarz w poduszkę. Raz, dwa trzy…
Powieki posłusznie opadły. Mięśnie w końcu zaczęły się rozluźniać, ale myśli
wciąż krążyły wokół Niego. To nic. On też będzie niebytem.
Poczuła, że odpływa. Miękki obłoczek uniósł ją kilka metrów
nad ziemię, zasłonił przed całym złem świata. Już nic nie bolało. Nie było
żadnych zmartwień. Mogła spokojnie zasnąć. Nie przeszkadzało jej nawet
uporczywe dzwonienie telefonu. Niech sobie brzęczy. To na pewno nic ważnego.
Stukanie do drzwi? No, jak ktoś lubi bawić się w dzięcioła, to powodzenia. I
tak nie otworzy. Nic już nie mogło zmusić jej do zejścia z mojego obłoczka. Był
dobry, bezpieczny…
***
Marta zapukała w drzwi pokoju córki, mając nadzieję, że
usłyszy zgrzyt klucza w zamku albo jakikolwiek dźwięk, świadczący o tym, że
osoba przebywająca w pomieszczeniu żyje. Odpowiedziała jej głucha cisza.
Zdążyła już do niej przywyknąć. Marika od tygodnia zachowywała się co najmniej
dziwnie. Unikała matki. Nie reagowała na wołanie, nie odbierała telefonu. W
nocy niepostrzeżenie przemykała do łazienki i kuchni. Po takich wizytach
zostawał mokry ręcznik na haczyku, pranie w koszu, a w zlewie brudne łyżeczki.
Najwidoczniej w życiu córki działo się coś niedobrego. Marta chciała dać jej
czas na oswojenie problemu. Każdy potrzebuje samotności. Ona pomaga ułożyć
myśli. Od wczoraj Marika nie opuściła jednak pokoju, nie podniosła rolet, a
panująca w jej królestwie cisza wręcz przerażała. Należało zacząć działać.
Dlatego Marta zadzwoniła do syna. Odebrała Kornelia*, jego żona.
– Oczywiście, że przyjedziemy – zapewniła, wysłuchawszy
relacji teściowej. – Marcin jest w pracy, ale już do niego jadę. Będziemy
najpóźniej za dwie godziny.
– To czekam – szepnęła Marta.
I czekała, drepcząc od okna w kuchni, przez które był
widoczny parking, do drzwi pokoju Mariki. W końcu usłyszała kroki na schodach,
a niepokojącą ciszę przerwał dzwonek.
– Jesteście – szepnęła, wpuszczając przybyłych. Poczuła
ulgę. Jakby ktoś nagle zdjął z jej ramion ogromny ciężar.
– Co się dzieje, mamo? – zagadnął Marcin*, zdejmując buty. –
Nela wyciągnęła mnie z pracy i kazała natychmiast wsiadać do auta. Nawet obiadu
nie dostałem.
– A ty myślisz tylko o jedzeniu – skomentowała Kornelia,
lekko stukając męża pięścią w ramię. – Naprawdę są sprawy ważniejsze od
schabowego z ziemniakami.
– Twój schabik nie ma sobie równych. – Odbierając od żony
płaszcz, nieznacznie dotknął ustami jej czoła. – Mamo, nie patrz tak, tylko
mów, o co chodzi.
– Ale ja właśnie nie wiem, o co – odparła Marta, bezradnie
rozkładając ręce. – Marika od tygodnia jest dziwna. Zamyka się w pokoju, unika
mnie, nie chodzi do pracy. A dzisiaj to jest kompletnie źle. Nie daje znaku
życia. Nie chce otworzyć.
– Mnie na pewno otworzy. – Marcin zdecydowanie zapukał do
drzwi. – Cześć, siostra, może byś się tak przywitała, co?
Żadnej odpowiedzi. Żadnego ruchu, świadczącego o tym, że
ktoś usłyszał wypowiedziane słowa.
– I to by było na tyle twojej dyplomacji – skomentowała
Kornelia, wchodząc do kuchni. Po chwili wróciła z widelcem w dłoni. – Odsuń
się.
– Z tym to możesz sobie napierać na kotleta – ironizował
Marcin. – Co chcesz zrobić? Skonsumować klamkę?
– Wejść. Trzeba sprawdzić, co ona tam robi.
– No dobra. Daj, ja otworzę.
– Proszę bardzo.
Szybko poradził sobie z prowizorycznym zabezpieczeniem drzwi
i wkroczył do pokoju. Panował w nim półmrok, więc włączył górne światło. To, co
zobaczył, sprawiło, że na chwilę znieruchomiał. Zawsze czyściutki pokój siostry
wyglądał jak pobojowisko. Na podłodze walały się ubrania, książki i podarte
kartki. Bałaganu dopełniały brudne kubki, talerze z resztkami jedzenia oraz
rozrzucone na biurku sztućce. Widelec tkwił nawet w doniczce z ukochanym
fiołkiem Mariki. W powietrzu unosiła się woń, którą trudno byłoby nazwać
przyjemną. Właścicielka pokoju leżała na łóżku z twarzą wtuloną w poduszkę.
– Marika! – Marcin odwrócił siostrę na plecy. – Obudź się!
– Idź sobie – odpowiedziała słabym głosem, zasłaniając twarz
ramieniem.
– Nigdzie nie pójdę. Co tam masz? – Wyjął jej z dłoni
zwiniętą w rulonik foliową torebkę. Na dnie paczuszki zobaczył niewielką ilość
białego proszku. – Kurwa mać, co to ma być?! – Potrząsnął Mariką tak mocno, że
cichutko jęknęła.
– Marcin, zostaw! – Kornelia chwyciła męża za ręce. – Puść,
do cholery! Zrobisz jej krzywdę.
– Jest naćpana.
– Od szarpania nie oprzytomnieje. Zostaw. – Odsunęła Marcina
i usiadła na łóżku. – Rika, spójrz na mnie. Jak się czujesz?
– Głowa mnie boli – jęknęła. – Oczy pieką.
– Zaraz cię dupa zapiecze, to może zmądrzejesz – warknął
groźnie Marcin.
– Przestań. Okno lepiej otwórz. Rika, co wzięłaś?
– A…amfę.
– Tylko?
– Nie.
– Co jeszcze? – dopytywała cierpliwie Kornelia.
– Dorotkę.
– Ile?
– Jedną.
– Na pewno jedną?
– Tak.
– Gdzie masz resztę?
Sięgnęła ręką pod poduszkę. Stojący obok łóżka Marcin
natychmiast przejął samarkę. Z trudem panował nad złością. Nie pojmował, jak
ładna, sympatyczna i w sumie mądra dziewczyna mogła doprowadzić się do takiego
stanu. Dlaczego? Przecież nie pochodziła z patologicznej rodziny. Niczego jej
nie brakowało. Rodzice na pewno nigdy nie odmówiliby pomocy czy wsparcia
materialnego. Z każdym problemem mogła też zadzwonić do niego.
„Ale nie o wszystkim mówi się bratu – uświadomił sobie,
patrząc, jak ramiona siostry oplatają szyję Kornelii w poszukiwaniu ukojenia. Taka
Marika była dziwnie krucha, bezbronna. Mała, skrzywdzona przez los dziewczynka.
A zawsze uważał ją za silną… – Niepotrzebnie wrzeszczałem. Ma jakieś kłopoty, a
ja jej jeszcze dołożyłem”.
Zrobiło mu się głupio. Nie powinien ani szarpać, ani oceniać
siostry, skoro ostatnio nie znalazł nawet czasu, żeby zatelefonować i zapytać,
co słychać. W ogóle niewiele wiedział o jej problemach. Nigdy o nich nie
mówiła. Słyszał tylko o sukcesach. Była radosna, beztroska, szczęśliwa. Takie
sprawiała wrażenie. A jednak w jej życiu musiało wydarzyć się coś złego. Dlaczego
tego nie zauważył? Przecież był starszy i powinien ją chronić. Jako brat znowu
zawiódł.
Chciał uciec, odetchnąć świeżym powietrzem, ale przy
drzwiach, oparta o futrynę, stała Marta. Kolejna osoba, która potrzebowała
pomocy właśnie od niego. Teraz nie mógł pozwolić sobie na rozliczanie sumienia,
musiał być silny. Dla siostry i dla matki.
– Pojedziemy do przychodni – powiedział najspokojniej, jak
potrafił. – Zobaczy ją lekarz, zrobią badania. Na pewno wszystko jest w
porządku.
– A jeśli nie?
– Mamo, najpierw sprawdzimy, później będziemy się martwić,
dobrze?
– Uhm.
***
Krystian, wyklaskując rytm, spacerował pomiędzy parami,
ćwiczącymi kroki cha cha. Dzisiaj wyjątkowo nie miał cierpliwości do kursantów
tańczących poza rytmem. Nie chcąc na nikogo nawrzeszczeć, postanowił ignorować
wszelkie niedociągnięcia. Był zmęczony i rozdrażniony, a po zajęciach musiał
jeszcze jechać do Asi po książkę dla siostry.
– Dobrze – powiedział, wyłączając muzykę. – Przećwiczymy to
jeszcze we wtorek. Dzisiaj już państwu dziękuję.
Na szczęście nie mieli żadnych pytań i szybko opuścili salę.
Krystian mógł więc spokojnie udać się do szatni. Chciał zatelefonować do Asi,
żeby uprzedzić o wizycie, ale, jak na złość, nie mógł znaleźć komórki. Nie było
jej w kieszeni dżinsów ani z małej przegródce plecaka. Przypomniał sobie, że
przed wyjściem z domu dostał esemesa. Przeczytał go, a telefon położył na
szafce od butów.
„Pewnie tam został – pomyślał, zakładając kurtkę. – Trudno,
zrobię Aśce niespodziankę. Biedna, cały dzień uczyła się do kolokwium. Dobrze
jej zrobi chwila odpoczynku od książek”.
Drzwi otworzyła Dagmara, współlokatorka Asi.
– Cześć – powiedziała niepewnie. – Co ty tutaj robisz? Aśki
nie ma.
– To nic, ja tylko po książkę – odparł spokojnie Krystian.
– A, ale… – Dagmara wyglądała na zakłopotaną. Zerknęła w
głąb mieszkania, jakby chciała sprawdzić, czy gość nie zobaczy czegoś
niestosownego. – To może do niej zadzwoń, co? – zaproponowała.
– Bardzo chętnie, ale nie mam telefonu, a książka jest mi
potrzebna teraz. Wezmę ją i znikam. Nie będę ci przeszkadzał.
– Poczekaj, bo…
Nie zdołała go zatrzymać. Podszedł do drzwi pokoju swojej
dziewczyny. Nawet nie zapukał. Przecież jej nie było. Okrzyk przerażenia
nakazał mu jednak znieruchomieć na progu. Zobaczył, to nagą Asię, siedzącą okrakiem
na równie nagim chłopaku. Spłoszona, zakryła piersi kocem.
Patrzył w oczy dziewczyny, z którą chciał spędzić resztę
życia i nagle nie potrafił sobie przypomnieć, co w niej pokochał. Była pusta, a
wyrazisty makijaż oraz sztywne od lakieru włosy tylko to podkreślały. Piękne,
nagie ciało już nie podniecało jak kiedyś. Dzisiaj budziło tylko obrzydzenie.
Przecież mógł go dotykać każdy!
Przetarł dłonią twarz, żeby sprawdzić, czy obrazy i emocje
nie są projekcją zmęczonego umysłu. Wciąż jednak widział Asię, nerwowo
próbującą ukryć nagość pod kocem. Na chłopaka nie zwracał uwagi. Dostrzegł
tylko, że zasłonił podbrzusze poduszką.
– Miałaś się uczyć, ale nie wspominałaś, że potrzebujesz
korepetycji – przerwał w końcu krępującą ciszę.
– Ja ci to wyjaśnię, tylko…
– Wszystko rozumiem. – Podszedł do biurka, na którym
spokojnie leżała potrzebna siostrze książka. Wcisnął ją pod pachę i skierował
się do wyjścia z pokoju. Stojąc na progu, rzucił Asi jeszcze jedno spojrzenie.
– Za bardzo cię szanowałem.
– Krystian, posłuchaj!
– Po odbiór rzeczy umówimy się innym razem. Miłego wieczoru.
***
Marta zasłabła. Na szczęście w przychodni, więc od razu
przybiegła pielęgniarka, a później lekarz. Zrobili EKG. Stan przedzawałowy.
Zabrzmiało strasznie. Narkotykowe odurzenie zamieniło się w ogromny strach i
wyrzuty sumienia. Marika nie potrafiła nawet płakać. Siedząc u boku matki w
jadącej na sygnale karetce, modliła się, żeby dojechali na czas. Nie pozwolono
jej wejść do gabinetu lekarskiego, dreptała więc po szpitalnym korytarzu,
szamocząc się niczym królik w klatce. A badanie trwało i trwało…
– Rika, usiądź i się uspokój – poprosiła Kornelia,
przytrzymując Marikę za rękę.
– Nie mogę. To wszystko moja wina.
– Nie twoja. Nie możesz tak myśleć.
Słowom Kornelii zaprzeczało zachowanie Marcina. Odsunął się
od siostry, kiedy ta usiadła obok na ławce i rzucił jej takie spojrzenia, jakby
była odpowiedzialna za całe zło świata. Na szczęście napięcie między
rodzeństwem zostało złagodzone przez pojawienie się lekarza.
– Jak się czuje mama? – Marika stanęła przed nim niemal na
baczność.
– Zostawiamy panią Martę na oddziale. Musimy zrobić komplet
badań.
– Czy możemy ją zobaczyć?
– Pięć minut.
Marta leżała na wąskim łóżku podłączona do kroplówki. Blada
skóra oraz ogromne cienie pod oczami nadawały twarzy straszny wyraz. Marika
mocno zacisnęła pięści, żeby nie krzyczeć wściekłości na samą siebie. Na
szczęście matka rzuciła jej tylko szybkie spojrzenie, a później przeniosła
wzrok na Marcina, żeby cichym głosem poprosić o przywiedzenie kilku rzeczy i
zatroszczenie się o siostrę.
– Wszystko załatwimy, mamo – zapewnił. – Młodą odstawię do
ojca, więc o nic się nie martw, tylko zdrowiej.
Odstawię? Marika aż zgrzytnęła ze złości zębami. Tak, brat
miał prawo być na nią wściekły, ale na pewno nie traktować jak przedmiot! Nawet
nie raczył zapytać, czy ona ma ochotę mieszkać z ojcem. On miał swoją rodzinę.
Dla córki, której istnienie przez wiele lat ukrywał przed drugą żoną, nie było
miejsca w jego domu. Nigdy Mariki do siebie nie zaprosił. Nie pasowała do świata
luksusów w ciuchach z bazaru. Dlaczego nagle miałaby do niego wkraczać? To bez
sensu. Jako córka miała prawo odwiedzać ojca, ale duma jej na to nie pozwalała.
Zawsze była nieślubnym dzieckiem zakazanej miłości. Znała swoje miejsce i nie
miała zamiaru wychodzić przed szereg. Nigdy.
Posłusznie wsiadła do auta brata i pozwoliła zawieźć się do
domu. Po przygotowaniu rzeczy dla mamy, postanowiła sprzątnąć w pokoju, który
wyglądał jak pobojowisko. W milczeniu przyjęła pomoc brata, który zaproponował
nawet wytrzepanie dywanu.
– Z grubsza ogarnęliśmy – stwierdził, kiedy na powrót
położył go na umytej podłodze. – Zadzwonię do ojca i możemy jechać.
– Uhm – mruknęła Marika, chociaż doskonale wiedziała, że
nikt nie pytał jej o zdanie. Oczekiwano, że się podporządkuje. Nic z tych
rzeczy. Była dorosła i nie miała zamiaru pozwalać na traktowanie siebie jak
przedmiot.
Ignorując
krzątającego się po domu brata, włączyła komputer, żeby sprawdzić, czy ma
jeszcze pracę. Nie zdziwiłaby się, gdyby jej podziękowano. Ostatecznie przed
ponad dwa tygodnie nie dawała znaku życia, co mogło zostać potraktowane jak
zaniedbanie obowiązków. Miała niesamowite szczęście. Przesłano jej tylko jeden
artykuł do przetłumaczenia. Jeśli chciała wywiązać się z zadania terminowo,
musiała wysłać tekst przed północą. Bardzo dobrze. Wolała skupić uwagę na
pracy, niż myśleć o żonatym chłopaku, który zabawił się jej kosztem, leżącej w
szpitalu mamie i rozporządzającym jej osobą bracie.
– Marika, zacznij się w końcu pakować – polecił Marcin,
zaglądając do pokoju. – Późno jest, a musimy jeszcze podrzucić mamie rzeczy.
– Nigdzie nie jadę – odparła, nie odrywając wzroku od
laptopa. – Mam pilną pracę. Do mamy wpadnę jutro, dzisiaj i tak pewnie nas już
nie wpuszczą.
– Przestań stwarzać problemy – warknął Marcin. – Przecież
nie możemy cię zostawić samej, bo nie wiadomo, co durnego znowu ci strzeli do
głowy.
– To będziecie w końcu mieli spokój. I ty, i tatuś.
Nie przewidziała, że brat chwyci ją pod pachami, podniesie i
przyciśnie do ściany. Tak rozzłoszczonego go jeszcze nie widziała.
– Nigdy więcej nawet tak nie pomyślisz – wysyczał. – Głupie
uwagi wsadź sobie w buty, będziesz
wyższa. Pakuj manatki, zawiozę cię do ojca.
Dlaczego myślał, że go posłucha? Nie miał prawa jej szarpać
ani decydować, gdzie spędzi noc. Może to właśnie przez nią mama znalazła się w
szpitalu, ale on też swego czasu dołożył jej sporo zmartwień. Bawidamek,
rozpieszczony chłopiec z bogatego domu, który przez lata słuchał, jak
oczerniają Martę. Nigdy nie zareagował ani nie zadał sobie trudu, żeby ją
odnaleźć. Teraz udaje dobrego syna oraz troskliwego braciszka, a jeszcze sześć
lat temu pielęgnował w sobie nienawiść do matki, nie miając pojęcia o istnieniu
siostry. Żył sobie z tatusiem i przyrodnią siostrą i był szczęśliwy. Gdyby Marika
pewnego dnia nie pojawiła się w jego liceum, pewnie do dziś by nie wiedział, że
ma jeszcze jedną siostrę.
– Zostaw mnie – powiedziała cicho, ale stanowczo. – Jestem
dorosła, nie potrzebuję opieki. Na pewno nie od ciebie i nie od ojca, który
nigdy nie miał dość odwagi, żeby się do mnie przyznać. Myślał, że kasą i
odwiedzinami raz w tygodniu wszystko załatwi. Bo faceci lubią wygodne życie.
Wracaj do swojego. Obaj wracajcie.
– Nie pyskuj, młoda.
– Faceci to dranie.
– Ale cię kochamy.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewała po dzisiejszych
wydarzeniach. Była przygotowana na wymówki, gorzkie słowa, nawet groźby, a nie na
miłosne wyznania. Słowa Marcina wzruszyły, ale też przypomniały walkę, którą
musiała stoczyć, aby mieć brata. Chciała odpowiedzieć, że nie wszyscy i że sama
musiała o tę miłość poprosić, ale coś ścisnęło ją za gardło, a do oczu
napłynęły łzy. Nie była w stanie ich zatrzymać. I to ją rozwścieczyło.
Szarpnęła się, chociaż wiedziała, że nie ma z Marcinem szans. Chciała go
uderzyć, odepchnąć, sprawić, żeby zniknął. Roześmiał się drwiąco i unieruchomił
w dłoni jej nadgarstki, skutecznie udaremniając atak. Próbowała jeszcze kopać,
ale szybko sobie z nią poradził. Nie sprawił nawet bólu, po prostu uniemożliwił
walkę, w której i tak by przegrała. Leżała z twarzą wtuloną w dywan. Marcin
trzymał ją za ręce, nogi przycisnął kolanem do podłogi tak, że nie mogła się
bronić. Zresztą, nie miała już siły.
– Puść – szepnęła, bo było jej niewygodnie.
Zwolnił uścisk, pomógł jej wstać i przytulił. Bardzo tego
potrzebowała.
– Pogadamy? – zagadnął, kiedy trochę się uspokoiła.
– Nie chcę mieszkać z ojcem.
– Nie chcesz, bo jest facetem, tak? – Usiadł w fotelu i
splótł ręce na piersiach. – I mnie też już nie lubisz, bo też jestem facetem. A
odkryłaś to przed chwilą.
– Ciebie nie lubię, bo mnie szarpiesz i się rządzisz.
– Starszy jestem, to mam prawo.
– Gówno masz – mruknęła, wycierając nos.
– Tak nie będziemy rozmawiać – ostrzegł.
– Wcale nie musimy, bo przecież ty i tak wiesz najlepiej.
– Marika, chodź tutaj. – Pociągnął ją za rękę i posadził
sobie na kolanach. – O co chodzi? Myślałem, że jesteśmy kumplami.
– Bo ja zawsze jestem tą gorszą – wyznała. – Ojciec miał
legalną rodzinę, a moje istnienie ukrywał. Po co mam do niego jechać, skoro
tego nie zaproponował? Zgodził się mnie przechować na twoją prośbę. Nie jestem
bagażem. Ty też mnie nie chciałeś. Nawet nie wiedziałeś, że masz drugą siostrę.
Tylko przypadkiem się zaprzyjaźniliśmy. Ja tego chciałam, nie ty. A Rafał… –
umilkła, bo coś mocno ścisnęło ją za gardło, uniemożliwiając mówienie.
– Co Rafał? On cię skrzywdził?
– Jest żonaty.
– Zatłukę drania – warknął, przytulając Marikę. – Nie płacz,
siostra. Ten dupek nie jest wart ani jednej twojej łzy. Rozumiesz?
– A może ja po prostu nie zasługuję na nic dobrego? Zawsze
tylko dostaję to, czego nikt inny nie chciał.
– Nie mów tak. Jesteś moją małą siostrzyczką. Kocham cię.
Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. I dostaniesz to.
Rozkleiła się. Ryczała jak dzieciak w koszulkę brata, ale
było jej to potrzebne. Wylała z siebie cały żal, a Marcin go przyjął. Bez
oceniania. Pewnie długo tkwiliby tak w niosącym spokój i wybaczenie uścisku,
gdyby nie weszła Kornelia.
– Nie chcę wam przeszkadzać, ale jest późno – powiedziała. –
Marika, a może ty byś chciała zamieszkać z nami? Pokój jest wolny, zmieścimy
się.
– Chciałabym – przyznała, rozmazując łzy na policzkach.
– To się zbieraj. – Marcin zsadził ją z kolan. – Tylko tak
wiesz, migusiem, bo nas w końcu do szpitala nie wpuszczą.
__________
*Kornelia i Marcin są bohaterami powieści Kieszenie przeszłości oraz Czego o Tobie nie wiem
__________
*Kornelia i Marcin są bohaterami powieści Kieszenie przeszłości oraz Czego o Tobie nie wiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz