wtorek, 16 maja 2017

Piętno drugiej 1

– Jestem żonaty.
Słowa ukochanego niemal wbiły ją w krzesło, wprawiły w takie osłupienie, że przez chwilę poczuła się, jakby grała w durnym serialu. Czekała aż zgasną światła, ktoś krzyknie „koniec ujęcia” czy co tam się mówi w podobnych okolicznościach i wszystko wróci do normy. Bo przecież to nie mogło być prawdą! Do cholery, jak to możliwe, że przez kilka miesięcy spotykała się z facetem, który miał żonę, a może nawet dzieci? Dlaczego nic nie wzbudziło jej podejrzeń? Przecież musiał zachowywać się dziwnie!


Chociaż nie. Właśnie nie. Wszystko było tak, jak powinno. Zero rozmów szeptem przez telefon, konspiracyjnego wychodzenia albo ignorowania połączeń. Zachowywał się tak, jakby nie miał nic do ukrycia. Kilka razy zaprosił ją do siebie. W łazience nie widziała damskich kosmetyków. Mieszkanie wyglądało na typowo męskie. Kobieta chyba nie mogłaby żyć bez firanek, obrusów czy choćby jednego kwiatka na parapecie. Nawet jeśli miałby to być tylko kaktus…

Oprzytomniała, kiedy poczuła, że czyjeś palce mocno zaciskają się wokół jej nadgarstków. To On. Wciąż siedział naprzeciwko. Mówił coś, ale nie rozumiała słów. Drżała. Oddychała szybko, jak po długim biegu. Żołądek zamienił się w bolesny węzeł, rozdymający brzuch i uparcie wędrujący w stronę gardła. Wszystko wskazywało na to, że pizza, którą przed chwilą zjadła, miała zamiar eksplodować. Byle nie tutaj! Nie wolno robić z siebie widowiska. Musiała wyjść. Jak najszybciej.

Wyszarpnęła ręce z uścisku i opuściła pizzernię. Krzyczał, żeby zaczekała. To nic. Na szczęście musiał uregulować rachunek, więc nie wybiegł za nią. I bardzo dobrze. Nie chciała go widzieć. Czy mógłby po takim wyznaniu spojrzeć jej w oczy? Czego jeszcze oczekiwał? Nie wiedziała. Nie chciała wiedzieć. Czuła obrzydzenie do samej. Zawsze gardziła dziewczynami, które spotykały się z żonatymi facetami i rozbijały rodziny. Tymczasem sama to zrobiła. I nic jej nie usprawiedliwiało. Byłam drugą, przyczyną rozpadu małżeństwa.

Zwymiotowała do kosza na śmieci. Pani czekająca na przystanku rzuciła komentarzem na temat dzisiejszej młodzieży nadużywającej alkoholu. Wolałaby, żeby to była alkohol.
Instynkt zaprowadził ją do domu. Świadomość wróciła dopiero rano, razem z tępym bólem głowy oraz wdzierającą się w nozdrza niemiłą wonią. Na podłodze obok łóżka leżało wczorajsze ubranie. Najwidoczniej niezbyt sprawnie udało jej się celowanie pawiem do kosza na śmieci.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła siódma. Powinna wziąć się w garść i jechać do pracy, gdzie czekała sterta dokumentów do przetłumaczenia oraz korespondencja, na którą należało niezwłocznie odpowiedzieć. Wystarczyło jej motywacji jedynie na wyniesienie brudnych ciuchów i szybki prysznic. Odruchowo sięgnęła po telefon, żeby wybrać Jego numer i powiedzieć, że nie spotkają się na przystanku, jak co rano, bo…

W porę przypomniała sobie przyczynę złego samopoczucia. Oczywiście, że się nie spotkają. Nigdy. Ponownie opanowało ją uczucie pogardy dla samej siebie. Obrzydzenie do Niego, do całego męskiego świata. Nie mogła… Nie potrafiła znieść tego bez znieczulenia…

***

Jesień nie miała w sobie nic pięknego. Przynosiła głównie deszcz, chłód i wiatr. Szarość chmur oraz panująca dookoła wilgoć skutecznie odwracała uwagę od barw złota, czerwieni i brązu, bo one zwykły napierać blasku w promieniach słońca. Ponura aura nie była jednak w stanie zepsuć Krystianowi nastroju. Od świtu tryskał energią i tak miało zostać. Poranny jogging, jak co dzień, zakończył w piekarni, niedaleko domu swojej dziewczyny.

– Dzień dobry! – powiedział donośnym głosem, wnosząc do pomieszczenia zapach deszczu i morze pozytywnej energii.
– Witam stałego klienta – odparła ekspedientka, uśmiechem odpowiadając na uśmiech. – Co podać?
– Dwie bułeczki maślane i cztery rogaliki z marmoladą. Asia bardzo je lubi. A dla mnie trzy z ziarnami słonecznika.
– Proszę bardzo. Siedem złotych.
– Już, już płacę. – Krystian położył na ladzie odliczoną kwotę. – Dziękuję ślicznie i miłego dnia życzę. – Chwyciwszy zakupy, opuścił piekarnię.
Ekspedientka jeszcze długo spoglądała na drzwi, za którymi zniknął. Niby w chłopaku nie było nic niezwykłego. Wyglądał niepozornie: blond włosy zawsze w nieładzie, niebieskie oczy, wczorajszy zarost na policzkach, przeciętny wzrost. Nawet trenowane codziennie mięśnie nie rzucały się w oczy. Zupełnie jakby ich właściciel nie chciał zwracać na siebie uwagi. Bezskutecznie. Miał w sobie coś wyjątkowego. Sprężysty, lekki sposób poruszania się w niczym nie przypominał typowo męskiego, kaczego chodu na ugiętych w kolanach nogach. Gdyby nie to, że Krystian codziennie kupował świeże pieczywo dla dziewczyny, ekspedientka na pewno uznałaby, że jest „inny”. Odmienne było również zachowanie chłopaka. Zawsze miły, uprzejmy, w niczym nie przypominał mrukliwych rówieśników, których przerastało nawet powiedzenie zwykłego „dzień dobry”.

„Chciałabym, żeby mój wnuk był tak dobrze wychowany – pomyślała ekspedientka, odrywając wzrok od szklanych drzwi piekarni”.
Tymczasem Krystian, nie wiedząc, że jest przedmiotem rozmyślań, nacisnął przycisk dzwonka. Po chwili w otwartych drzwiach ukazała się smukła dziewczyna z burzą czarnych loków dookoła ślicznej twarzy.
– Cześć, piękna – przywitał się, obejmując ukochaną w pasie. – Jak spałaś?
– Dobrze, tylko krótko. – Podsunęła Krystianowi policzek do pocałowania. – A ty, jak zwykle, spocony – stwierdziła, wykrzywiając niechętnie usta.
– Zaraz będę pachniał. Zajmiesz się tym?
– Jasne. – Odebrała od niego torbę z pieczywem i, ziewając, powędrowała do kuchni. – Czystą koszulkę masz na pralce.
– Dzięki!

Kiedy kwadrans później pojawił się w kuchni, na stole czekało już śniadania, a powietrze pachniało kawą. Uwielbiał poranki z Asią. Wiele by dał, żeby spędzać z nią też popołudnia i wieczory, a zamiast przychodzić i wychodzić, wychodzić i przychodzić. Ona jednak inaczej zapatrywała się na kwestię wspólnego zamieszkania. Twierdziła, że na to przyjdzie jeszcze czas, a poza tym nie mogła przecież wyrzucić współlokatorki ani zostawić jej na lodzie, bo czynsz dzielony na pół… I tak dalej….

 Krystian nie naciskał. Postanowił cierpliwie zaczekać, chociaż nie miał pojęcia, dlaczego dobro koleżanki było ważniejsze od ich szczęścia. Kiedy w końcu nadejdzie właściwy czas na rozpoczęcie życia razem? Znali się od czterech lat. Wiele ich różniło, ale jeszcze więcej łączyło. Planowali wspólną przyszłość, bo było im ze sobą dobrze. Tyle tylko, że chyba inaczej tę przyszłość rozumieli. Zdaniem Asi nic nie musiało się zmieniać. Krystian chciał założyć rodzinę, mieć żonę, dzieci, ciepły dom…

– Hej, tu ziemia! – Asia pomachała ręką przed twarzą Krystiana. – Coś ty się tak zamyślił?
– A nic, tak jakoś. – Zamrugał oczami, aby powrócić do rzeczywistości i odsunąć cisnące się na usta pretensje. – Gosia wychodzi za mąż.
– No i?
– Zaprosiła nas na ślub.
– To pójdziemy. Kawę pij, bo wystygnie.

– No już, już. – Sięgnął po szklankę. Miał nadzieję, że Asia powie coś w stylu „my będziemy następni” albo „super, przyda mi się taka próba przed własnym ślubem”. Ona tymczasem nie wykazała nawet odrobiny entuzjazmu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz